czwartek, 27 czerwca 2013

29+30 rozdział :)

- KROGULSKA! Mówiłem, żebyś nie przychodziła?! Widzisz, ta się teraz od ciebie nie odklei, a jest mi cholernie potrzebna! – darł się Szmyt. Boże, jak ja go miałam już dosyć! Nie widziałam się tyle czasu z Majką, a on nie może chwili poczekać? Nie moja wina, że ta chwila trwała już piętnaście minut, a bez kapitanki, dziewczyny bardzo kiepsko się prezentowały.
- Idę już przecież! – odkrzyknęłam, puszczając ręce Majki. Podeszłam jeszcze do Roberta i przeprosiłam go mimiką twarzy za wyrządzoną krzywdę. Ale telefon z tego co widziałam działał, więc nie jest najgorzej. Ustawiłam się na swoim miejscu i po krótkim odliczeniu ruszyłyśmy z układem. Mimo, że wygłupiałyśmy się i śmiałyśmy na każdym kroku, to jednak z miny trenera i piłkarzy, którzy właśnie przystanęli, by zobaczyć co się dzieje wywnioskowałam, ze nawet nieźle nam idzie. Po 2 minutach przyszedł czas na więcej akrobacji, oczywiście nie z kim innym jak z Kochańską w roli głównej. Dzisiaj pierwszy raz od miesiąca, musiałyśmy wykonać piramidę, która z mojej perspektywy zbyt bezpieczna nie była. Skacząc z najwyższego punktu na dół, robiąc podwójne salto w przód i kończąc szpagatem na rękach dwóch moich koleżanek, nabawiałam się lekko o stres. Musimy być bardzo zgrane, bo nie dość, że musimy robić wszystko w tępo i rytm muzyki, to jeszcze jeśli jedna z nas, choćby o pół kroku się pomyli, to zagraża zdrowiu każdej z dziewczyn. Oczywiście na mnie ciąży największa odpowiedzialność, ale to się wytnie. Jedynym problemem dla mnie było to, że Majka, która miała za zadanie zamortyzować mój skok,  siedziała na ławce z moim chłopakiem, rozmawiając o czymś zawzięcie. Nie przemyślałyśmy tego przedtem.. Super stać na samym wierzchołku góry z dziewczyn, która drżała jak galareta i nie móc skoczyć, bo pod tobą jest jedna wielka dziura. Dziewczyny spanikowały i nie wiedziały za bardzo, czy mają przerwać wszystko, czy puścić mnie na podłogę. Oczywiście zrobiły to drugie, w końcu nadarzyła się okazja, żeby mnie pierdyknąć! Ale wtedy super Majek zerwał się na równe nogi w ostatniej chwili dobił na miejsce. No, więc żyli długo i szczęśliwie.
- Ślicznie dziewczyny! Kochańska, jesteś niezastąpiona. – powiedział trener, wyraźnie zadowolony z naszej pracy, kiedy ostatnie takty utworu ginęły już w brawach i pogwizdywaniach Lechitów.
- Ta, dziękuję. – powiedziałam, uśmiechając się lekko. Wszystko byłoby okej, ale oczywiście nie byłam zbytnio rozgrzana, bo teraz odczuwałam delikatny ból w dolnych okolicach kręgosłupa. Złapałam się za niego, ale widząc kształtującą się minę trenera w „A nie mówiłem”, od razu zmieniłam wyraz twarzy, prostując gwałtownie, jakby nic się nie stało. Chyba zaraz się złamię wpół, świetnie.
- Dobra, możesz już lecieć. – wypalił. 
- Ale.. Ale jak to? Przecież miałyśmy być tutaj do szesnastej.. – zamrugałam oczami i spojrzałam na niego, myśląc, że przyszedł już czas na jego super żarty.
- One będą, ale ty już leć. Ja przez ten czas popracuję nad płynnością u dziewczyn. Naciesz się  chłopakiem przed meczem i przyjaciółką, bo dawno się nie widziałyście – powiedział, uśmiechając się do mnie. Czyli trener mnie puszcza? Łoo, nie wiedziałam, że on ma aż tak dobre serce. Dobra, nie wiedziałam nawet, że je posiada..
- A no to dziękuję panu bardzo! – powiedziałam z wielkim bananem na twarzy i poszłam pożegnać się z dziewczynami.
- Następna próba jutro od 17.00 do 18.00! – krzyknął do mnie, a ja podniosłam rękę z uniesionym kciukiem, ale nie przystanęłam. Biegłam właśnie do szatni, żeby jak najszybciej się przebrać i pójść gdzieś z przyjaciółką i chłopakiem. Kiedy zrzucałam z siebie ciuchy do szatni wszedł Robert.
- Kochanie..? – na jego głos podskoczyłam delikatnie i złapałam się za klatkę piersiową, jednak nadal się nie odwróciłam.
- Boże, kiedyś dostanę zawału! Nie dość, że jakieś lumbago mnie bierze, to jeszcze serce kołacze! I z tymi objawami wmawiaj sobie, że masz 20 lat.. – oczywiście uruchomiłam swoje bezsensowne gadki. – Dobra, kończę. Co chciałeś?
- Muszę ci coś powiedzieć.. – najgorszy początek z możliwych.. Odwróciłam się gwałtownie do niego, męcząc z rozporkiem.
- Nie przeciągaj, Lewandowski, bo wiesz, że tego nie lubię. – powiedziałam, a on zaśmiał się widząc pewnie moją walkę ze spodniami. Podszedł do mnie i zwinnym ruchem zapiął rozporek. – Patrzcie na speca! – uderzyłam dłońmi o uda. On przyciągnął mnie w pasie.
- Chcę ci powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo podobało mi się to, co robiłaś na próbie. Nie wiedziałem, że jesteś aż tak bardzo wygimnastykowana. – powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.. – mrugnęłam do niego i pocałowałam go delikatnie. Robert przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie. A myślałam, że już bliżej być nie możemy.. Jego ręce zjechały poniżej mojej talii. 
- Może dzisiaj wykorzystamy twoją elastyczność i wieczore..
- Dalej gołąbki, miłość ukażecie sobie kiedy indziej, a teraz wychodźcie już! – krzyknęła Majka przez drzwi. No tak, zapomniałam, że nie jesteśmy sami.. Niechętnie puściłam Lewego i odsunęłam delikatnie, kończąc nasze czułości subtelnym i krótkim cmoknięciem. Dokończyłam swoje ubieranie i spakowałam niepotrzebne do małej torby, którą wzięłam ze sobą. Napiłam się jeszcze wody i rozpuszczając włosy wyszłam z szatni, otworzonej już wcześniej przez Lewandowskiego. Wzięłam za rękę zarówno swojego chłopaka, jak i przyjaciółkę i tak oto wyszliśmy ze stadionu. Kiedy szliśmy tak Łazienkowską zaczął się nieprzyjemny dla mnie temat. – Wiciaaa..? Bo tutaj taki jeden ładny ptaszek wyćwierkał mi, że między tobą a Vanessą jest coś nie tak, prawda to?
- Ten ładny ptaszek jest strasznie głupi. – burknęłam, spoglądając spode łba w kierunku Lewandowskiego. On tylko uśmiechnął się, cmokając w powietrzu. – Ale niestety powiedział prawdę. Znając ptaszka pewnie wiesz dlaczego się pokłóciliśmy? – odwróciłam głowę w stronę swojej przyjaciółki.
- Tak, wiem. I obiecałam, że pomogę w pogodzeniu was. – powiedziała od razu. Och, jej szczerość jest złota.
- Kiedy zaczęłaś ten temat, od razu to wiedziałam. – uśmiechnęłam się do niej, przewracając oczami.
- Ej, piękności – odezwał się Robert, puszczając moją rękę, żeby wcisnąć się między nas i objąć ramieniem – Tak sobie pomyślałem, że może pójdziemy po moją torbę treningową, a potem odprowadzicie mnie na stadion, hm? Nie musicie być na treningu, chociaż chłopacy by się nie pogniewali. – zaśmiał się.
- W sumie możemy pójść potem na kawę, albo coś.. – spojrzałam na Majkę, która skrzywiła się delikatnie.
- No, może na kawę to nie, ale gdzieś pójść możemy. – uśmiechnęła się lekko. Nadal nie wiem co oznaczał ten jej grymas na moje słowa, ale chyba lepiej, żebym się nad tym nie roztkliwiała.
- Kocham was. – wypalił i pocałował nas w policzek. Co mu się tak dzisiaj na czułości wzięło? Boże, oddajcie mi chłopaka! Majka też spojrzała na niego dziwnie.
- Stało się coś? – spytała podejrzliwie, na co on zachichotał.
- Ta, chyba dostałem w dupę od Amora.. – uśmiechnął się promiennie, a my zaśmiałyśmy się.

Ubrana w koszulkę ukochanego, czerwone rurki i wymalowaną biało-czerwoną flagą na policzku usiadłam z coca-colą w ręku na miejscu między Agatą a Ewą. Ku mojemu nieszczęściu po mojej lewej stronie, obok Błaszczykowskiej siedział nie kto inny, jak Vanessa. Postanowiłam nie skupiać na niej zbytnio uwagi, lecz na tym, co dzieje się na boisku. Za 10 minut chłopaki powinni wyjść na murawę. Słuchając przeróżnych pieśni dopingujących Polaków, którego wykonywało kilka tysięcy polskich gardeł, poczułam po raz kolejny magię tego miejsca. Emocje są niesamowite. Widząc te wielkie nadzieje w oczach Polaków, coraz bardziej się denerwowałam. Agata nagle wstała i oznajmiła nam, że widzi swoją kuzynkę, z którą to idzie się przywitać. Van wykorzystała tą sytuacje i usiadła na miejscu blondynki.
- Wika, błagam cię, nie gniewaj się już na mnie.. Wojtek jeździ po mnie, jak rolnik po polu w czasie zbiorów.. Ale tymi swoimi wyzwiskami, zmotywował mnie do tego, żeby z tobą pogadać.. No, Majka też mi w tym pomogła. – Majka? Ta to też ma tępo i czas, skoro w tak krótkim odstępie czasu zdążyła nagadać coś Ness... - Naprawdę nic nie usprawiedliwi mojego zachowania, sama nie umiem wyjaśnić tego, dlaczego jako pierwszej ci nie powiedziałam.. To był szok.. Gdyby nie to, że Przemek ze mną mieszka, to też nie dowiedziałby się tego od razu, tylko po tym jakbym miała pewność.. – mówiła, a ja coraz bardziej ją rozumiałam. Przecież jakby takie coś przytrafiło się mnie, też nie chciałabym trąbić na prawo i lewo. Ale z pewnością powiedziałabym przyjaciółce.. ale cóż, każdy popełnia błędy. 
- Rozumiem, Vanessa. – przerwałam jej opowieść, bo wywnioskowałam, że jest przygotowana na to, żeby oblać mnie kolejnymi usprawiedliwieniami.
- To znaczy, że mi wybaczasz? – spytała, a w jej oczach dało dostrzec się promyki radości i nadziei.
- Tak, ale po jednym warunkiem. Że nigdy nie zrobisz mi czegoś takiego, zrozumiano? – zagroziłam jej palcem, a ona przytuliła mnie mocno.
- Obiecuję, przysięgam, daję słowo… - mówiła radosna. – Jej, jak mi ciebie brakowało.
- Wiesz co? Dziwne, ale mnie ciebie też. – uśmiechnęłam się, a ona dała mi jeszcze całusa w policzek i usiadła już na swoim miejscu, bo Agata wracała już do nas. Nie spodziewałam się, że to tak szybko się rozwiąże. Oczywiście na pewno nagle nie będzie jak było wcześniej, zaufanie trzeba odbudowywać. Ale w sumie jestem zadowolona z tego, że dałam jej szansę. Znam ją już na tyle długo, żeby widzieć, kiedy się czymś szczerze przejmuje. Dzisiaj właśnie to u niej zauważyłam. Cóż, zobaczymy co przyniesie czas. Właśnie w tym momencie wszyscy wstali, unosząc biało-czerwone flagi, bo nasze Orzełki wyszły już z tunelu. Ustawienie się, odśpiewanie obu hymnów i przywitanie przeciwnych drużyn. Czułam się bardzo szczęśliwa. Nie tylko z powodu meczu, ale i tego, że jestem coraz bliżej odzyskania przyjaciółki. Niestety, moje szczęście skończyło się z ostatnim gwizdkiem sędziego. Mecz zakończył się remisem. Przydałyby się dla nas te 3 punkty.. Zrezygnowane wyszłyśmy z Narodowego. Udałyśmy się prosto do hotelu, gdzie będziemy czekać na piłkarzy. Dziewczyny proponowały, żebym poszła z nimi na stołówkę, prawdopodobnie, żeby opić mecz. Ja jednak odmówiłam i udałam się od razu do pokoju. Zdjęłam buty, spodnie, dodatki i w samej koszulce położyłam się na łóżku, wystukując w jego ramę rytm śpiewającej przez kibiców za oknem, słynnej pieśni „Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!”. Szkoda. Wielka szkoda. Stać nas na więcej. Do pokoju, niechlujnie, ze spuszczoną głową przyszedł ten, na którym pokładano największe nadzieje dzisiaj wieczorem. Rzucił torbę w kąt i zdejmując po drodze buty, walnął się obok mnie, ukrywając twarz w poduszce. Złapałam go za plecy, gładząc je delikatnie.
- Nie martw się, będzie.. – zaczęłam, ale zaraz zmieniłam swoje nastawienie. - No dobra, spieprzyliście. Spieprzyliście na całego. Ale co da ci, że teraz będziesz załamany leżał i nic nie mówił?! – spytałam go ostrym tonem, chcąc go jakoś zmotywować do tego, żeby chociażby zaczął oddychać!
- Nic!! Ale co mam udawać, że nic się nie stało?! Stało się i to bardzo dużo! Zawiedliśmy wszystkich, Wiktoria! – uff, przynajmniej się nie zapowietrzył! Zmusiłam go do tego, żeby na mnie spojrzał.
- I teraz przez to będziesz psuł wieczór i mi i sobie, tak?
- Inaczej nie potrafię, wybacz! – wybuchnął i odwrócił się ode mnie. 
- Nic nie będę ci wybaczać, debilu! Wiesz co?! Nie odzywaj się, nie ruszaj.. Bądź załamany dalej! Jak przyniesie to jakieś rezultaty, to wiesz gdzie mnie szukać. – rzuciłam głośno i poszłam do łazienki. Emocje po meczu, to rozgoryczenie i żal.. Wybuchnęłam, nadzwyczajnie w świecie wybuchnęłam. Wiem, powinnam go teraz pocieszać, ale nie dam rady. Sama tego potrzebuję.. Kiedy byłam tylko w samej bieliźnie, spinając włosy, Lewy gwałtownie otworzył drzwi, podchodząc do mnie i brutalnie wręcz przyciągając zaczął całować. Nie były one subtelnymi pocałunkami. Takiego Lewandowskiego jeszcze nie widziałam.  A raczej nie czułam.. Złapał mnie za biodra i uniósł do góry. Na początku lekko zdziwiona, oplotłam go nogami i nadal się całując wyszliśmy z łazienki, waląc się przy tym w futrynę. Po omacku dobrnęliśmy do łóżka.  Robert ostrożnie rzucił mnie na nie, delikatnie siadając na mnie. Zdjęłam z niego koszulkę, która w tym momencie nie była mi do szczęścia potrzebna.. Poznałam Lewandowskiego pod innym względem, od innej strony. Na co dzień grzeczny, subtelny i romantyczny.. Kiedy był zły, rozczarowany i wściekły..wtedy był nie do poznania.. Nie chciałam myśleć jak odreagowywał złość po meczu, kiedy Anka była w Polsce, a on sam w Dortmundzie.. Dla mnie liczy się to, co jest tu i teraz, więc coraz bardziej spragnieni siebie kontynuowaliśmy to, co zaczęliśmy w łazience.

ROZDZIAŁ 30.  
Po raz trzeci znalazłam się na stadionie ubrana bojowo w koszulkę Lewego, szalik, czerwone rurki, białe vansy.. Dzisiaj chłopaki musieli się naprawdę postarać. Siedziałam właśnie obok Ewy i Agaty. Vanessa dzisiaj źle się czuła  i z ubolewaniem została w hotelu. Praktycznie to została na siłę wpakowana do łóżka i zatrzaśnięta w swoim pokoju. Ale cii, to przecież dla jej dobra! Nie dość, że może pozarażać innych, to jeszcze nabawić się o jakieś powikłania. Trudno, teraz przyszło obejrzeć jej mecz w telewizji, jak za starych dobrych czasów. Z telefonem w ręku i uśmiechem na twarzy, odpisywałam przyjaciółce na smsa po raz kolejny mówiący o tym, że nas zabije, bo strasznie chciała iść na mecz.
- Ej, Mario! – krzyknęłam do tyłu, lecz nie usłyszałam odzewu. – Mario, lamusie!!! – wydarłam się głośniej. No tak, jak zwykle zbyt głośno. Każdy kto siedział za mną jak i przede mną odwrócił się, patrząc na mnie jak na idiotkę, która pierwszy raz jest na stadionie. Zignorowałam ich spojrzenia i nieustannie czekałam, aż ktoś łaskawie tryknie tego palanta, który z bananem na twarzy, wystukując rytm o palce, słucha muzyki na swojej mp4. W końcu Cathy, dziewczyna Matsa Hummelsa, dotknęła jego kolana. Uśmiechnęłam się do niej, dziękując, że chociaż ona jedna się domyśliła. On zdjął słuchawki i spojrzał na nią, oczekując wyjaśnienia. Panna Fisher kiwnęła tylko głową na mnie. Wzrok młodego pomocnika padł na moją osobę. Nie był on przyjemny, bo przed wejściem na stadion powyzywaliśmy się od debili nieznających się na piłce. Dlaczego? Ludzie dzielą się na dwa typy: kibic Barcelony – kibic Realu. Mimo, że może nie są ich największymi fanami, bo nie każdy nimi się jara, to zawsze któryś z tych klubów przypada mu do gustu bardziej. Goetze wychwalał pod niebiosa Real, a ja delikatnie.. nie, dobra, wcale nie delikatnie.. Po prostu uświadomiłam mu, że to wcale nie Madryt jest najlepszy i należą się słowa uznania dla Barcelony. No i się zaczęło..  
- Czego chcesz? – burknął. Widocznie nadal miał ogromnego focha, że zbyt ostro skomentowałam wygląd Ronaldo. Nic do chłopaka nie mam, po prostu chciałam zrobić na złość Mario. Widoczne za bardzo się wysiliłam..
- O Boże, nadal będziesz traktował mnie jak powietrze, bo powiedziałam, że Cristiano – kiedy wypowiadałam to imię, zaciągnęłam dziwnie, przewracając oczami. – ma za dużo żelu?
- Tak, nadal będę cię tak traktował! Ale wiesz? Nie jak powietrze, bo to traktuję z szacunkiem. Jestem wdzięczny, że daje mi życie. A tobie nie mam za co dziękować, wręcz przeciwnie! – odkrzyknął, a mnie zamurowało. Z lekko rozchylonymi ustami, siedziałam nieruchomo i analizowałam każde jego słowo. Nie no teraz to mnie obraził i powinnam mu coś odpowiedzieć! Dobra, może lepiej nie, bo znając swój temperament znowu z czymś wyjadę.. Spuściłam z niego wzrok i odwróciłam się, zarzucając włosami i uderzając nimi lekko Ewę.
- Przepraszam. – bąknęłam i założyłam ręce na piersi, bo byłam lekko oburzona zachowaniem wielkiego kibica Realu od siedmiu boleści.. Prychnęłam i spoglądałam co chwilę na wyświetlacz w telefonie, sprawdzając za ile zacznie się w końcu ten mecz. Jeszcze 10 minut. Nie no, nie wytrzymam. Do tego zaczynało mi być coraz chłodniej. Mimo, że było tutaj tak wiele istot ludzkich, siedzących tak blisko siebie, to Kochańskiej oczywiście musi być zimno. Aga i Ewa też chyba odczuły wyjątkowo zimny wieczór, bo nałożyły na siebie sweterki, żakieciki czy co tam miały. A Kochańska? Oczywiście nic nie miała! – Kochanie weź coś na siebie, bo dzisiaj zimno pewnie będzie. – Spoko, czerwiec jest. I teraz bardzo, ale to bardzo żałowałam tego, że nie posłuchałam mądrego w tym przypadku Lewandowskiego. Chciałam pożyczyć bluzę od Mario, którego zawołałam tylko i wyłącznie z tego powodu, ale widocznie jego urażone realowskie ego nie pozwoliło mu na to, żeby odezwać się do mnie jak cywilizowany człowiek. Odwróciłam się ponownie. Teraz Mario nie słuchał już muzyki, tylko wpatrywał we mnie. Zlałam go kompletnie i zwróciłam się do Marco. 
- Marcuuuśśśś… - ciągnęłam ze słodką minką.
- Słucham cię uprzejmie? – spojrzał na mnie młody blondyn. Ojej, kocham go normalnie. Z nim nie da się pokłócić, nawet z takimi głupkowatymi zachowaniami jak u mnie.
- No, taka odpowiedź mi pasuje. Widocznie nie obrażasz się o to, że ktoś ma inne zdanie na temat wspaniałości opalonych Hiszpanów z poukładanymi pod linijkę włosami. – powiedziałam z przekąsem, patrząc na Goetzego z uśmieszkiem. Nie wiem co się ze mną działo, bo z reguły broniłam podopiecznych Mourinho.. Ale teraz chciałam strasznie dopiec pomocnikowi za to co przed chwilą od niego usłyszałam.
- A bo ja fajny jestem, nie co to ten tu! A teraz przejdź do rzeczy, bo zaczynam się denerwować. – ponaglił mnie delikatnie, na co się uśmiechnęłam.
- Czy mógłbyś użyczyć mi swojej jakże wspaniale pachnącej i ciepłej bluzy..? – w odpowiedzi usłyszałam śmiech rozmówcy. Sięgnął swoją granatową bluzę z kapturem i wręczył mi ją.
- Proszę cię bardzo. Ale potem to bierz sobie od Lewandowskiego, bo jemu zawsze podobała się ta bluza i nie chcę, żeby mi ją zajumał pod moją nieobecność – ostrzegł, a ja uśmiechnęłam się do niego, wkładając bluzę.
- Nie masz się o co martwić, dziękuję – powiedziałam i odwróciłam się, bo usłyszałam już podniecone krzyki dziewczyn, które siedziały przede mną. Nie mówiły o nikim innym jak o Robercie. Okazało się, że piłkarze wychodzili już z tunelu.
*
Dwa dni później
- Dziewczyny błagam, powiedzcie, bo ja już sama nie wiem.. – stękała Vanessa przed dwiema sukienkami leżącymi na łóżku.
- Czerwona. – odpowiedziałyśmy równo z Majką. Zawsze miałyśmy podobny gust. Ja z Van różniłyśmy się od siebie stylem, bo ona wolała szokować, a ja bardziej nie wyróżniać się z tłumu.
- Ale nie uważacie, że ta czarna lepiej na mnie wygląda? – przysunęła ją do siebie, patrząc na siebie w lustrze i zerkając na nas.
- Czarna to jakbyś na pogrzeb szła. – odezwała się Krogulska, przewracając oczami.
- No w sumie idzie. – westchnęłam. Dziewczyny spojrzały na mnie dziwnym wzrokiem. – No idzie na pogrzeb naszej polskiej piłki, która po meczu z Czechami zginęła śmiercią tragiczną. – mówiłam to z takim uczuciem, że dziewczyny wybuchły gromkim śmiechem, a drzwi od pokoju otwarły się z hukiem. Stali w nich Robert, Kuba i Wasyl.
- Słyszeliśmy. – burknęli, mierząc mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się do nich niewinnie.
- Ojejku, taki żart na rozluźnienie atmosfery. – posłałam im buziaka w powietrzu.
- Żebyś się za bardzo nie rozluźniła. – zagroził Robert i stanął przede mną.
- Nie no, nieźle dowaliła. – uśmiechnął się Wasyl. – Piąteczka, Kochańska, piąteczka – powiedział, a ja wykonałam jego prośbę.
- Ej, ty mi lepiej powiedz co za sukienkę wkładasz, bo nie wiem na jaki kolor postawić. – zwrócił się do mnie Lewandowski, łapiąc się za boki.
- Jejku, musisz to wiedzieć już teraz? Masz jeszcze 3 godziny, a ja brak podjętej decyzji. – opowiedziałam, ogarniając wzrokiem otwartą szafę i kilkanaście sukienek leżących na łóżku.
- No ale idziemy z chłopakami do centrum, bo Mario chce się odstawić – tu spojrzał znacząco na Majkę, która wcale nie załapała o co chodzi. Trzeba powiedzieć, że tą dwójkę od razu do siebie pociągnęło.. – i mógłbym też coś sobie kupić..
- To kup sobie cokolwiek wpadnie ci w oko. – skwitowałam, odwróciłam go do drzwi i pchnęłam do nich. – Teraz my musimy się naradzić, do widzenia.
- Wyganiasz nas? – spytał oburzony Wasyl.
- Nie, wyrzucam. – powiedziałam i kopnęłam rozmówcę w tyłek, na co wybuchnął śmiechem.
- Dobra, za godzinę, no może półtorej jesteśmy. Też będę tęsknić. – odezwał się Błaszczykowski i przytulił się do mnie mocno.
- Tylko tyle? Nie no, myślałam, że do dwóch to pociągnięcie.. – odpowiedziałam, za co dostałam po głowie. – Dalej, naraaa już.
- Patrzcie jaka uprzejma. – prychnął Lewy.
- Pewnie umówiła się z jakimś chłoptasiem i teraz boi się, że się na nas natknie. – stwierdził Wasilewski, a ja przewróciłam oczami.
- Tak, tak. Z dwoma od razu. – rzuciłam i pocałowałam Kubę i Marcina w policzek, a Roberta w usta. Wypchnęłam ich za drzwi i zamknęłam je, rzucając tekst o tym, jak bardzo ich kocham.
- Dobra, to teraz przymierzaj tą czerwoną. – powiedziała z uśmiechem Majka. Ness posłusznie wykonała to co nakazała jej blondynka. Wyglądała obłędnie. Czerwona, obcisła i niezbyt długa (ale i też nie taka, która odkrywała jej tyłek) sukienka, bardzo podkreślała jej figurę. Po wielu sprzeczkach, przymiarkach i odmiennych zdań wybrałam sukienkę dla siebie .Jednogłośnie stwierdziłyśmy, mimo, że nie byłam przekonana co do tej kreacji, że ubiorę jednak czarny klasyk. Jednak coś z tym pogrzebem..
- Dobra, to sukienkę mam z głowy. Pomożecie mi z włosami? – uśmiechnęłam się do nich, a im zapaliły się oczy.
- No, a jak! – zatarły ręce. Od kiedy pamiętam to przed imprezą któraś z nich robiła mi fryzury. Ja nie musiałam się męczyć nad włosami, a one uwielbiały to i robiły to dobrze.
- Ej, a ty masz już sukienkę? – spytałam Majkę, na co się skrzywiła i spojrzała na mnie dziwnie. 
- Nie, bo ja nie idę.. – oznajmiła, a mnie aż ścięło.
- No jak to, moja poznańska imprezowiczka nie idzie? Bez ciebie to żadna biba się nie uda.. – zrobiłam podkówkę. – Czemu nie chcesz?
- Nie mam z kim tam iść. A zresztą to jest dla piłkarzy i ich WAG’s. A ja nie jestem ani tym, ani tym.. – wzruszyła ramionami.
- Błagam cię! Nie słyszałaś? Goetze od rana się stroi! – wtrąciła Vanessa. No brawo Bielecka! Jednak coś mądrego czasem umiesz stwierdzić..
- Ale co mnie  interesuje, że się stroi? Chce poderwać jakąś laskę, więc się szykuje. I co ma to wspólnego ze mną?
- Ty się w ogóle słyszysz?! Ej, Van, bo ja chyba się przesłyszałam..
- Jesteś aż taka głupia, żeby nie skapnąć się, że on tak dla ciebie..?! – Vanessa tak się oburzyła, że jej twarz powoli pasowała odcieniem do sukienki.
- Chyba was te głowy swędzą! – prychnęła.
- Boże, Kochańska trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie! – mówiła, machając rękami. Ja uśmiechnęłam się tylko i przytuliłam ją od tyłu, głaszcząc po głowie.
- Krogulska, słuchaj. Jako przyjaciółka zarówno twoja, jak i Mario oznajmiam szczerze, że Goetze ma wobec ciebie duże plany na przyszłość. Na tej imprezie.. – nie dokończyłam, bo Van kopnęła mnie w kolano, na co tylko syknęłam. W sumie to bardzo dobrze zrobiła, bo nie powinnam tego mówić. Tylko do jasnej cholery, musiało to być właśnie w rzepkę, której miałam już kiedyś kontuzje? Jeśli mi się nasili, to pożegnajcie się z Bielecką..
- …musisz po prostu być! – dokończyła za mnie. – Lubisz Mario, prawda?
- No tak. – przytaknęła, kiwając głową.
- Chciałaś kiedyś z nim być, prawda? – ciągnęła dalej Ness.
- No tak. – znów przytaknęła.
- I nadal tego chcesz, prawda?
- Boże, Bielecka ogarnij! Czuję się jak w jakimś amerykańskim filmie o FBI! – wybuchnęła. A co to oznaczało? Oznaczało, że nadal tego chce, o czym bardzo dobrze wiem. Ona też, ale boi się do tego przyznać. Jest po uszy zakochana w Goetze, a on w niej.. no, może jeszcze nie zakochany, ale wpadła mu w oko.
- Przyznaj się! – nadal odgrywała swoją rolę agenta i nachyliła się do niej.
- Po co niby?
- Wiktoria.. psychologu mój. Wyjaśnij tej o to niewieście, dlaczego ma to powiedzieć. – jej wzrok padł na mnie, a ja uśmiechnęłam się.
- Z psychologicznego punktu widzenia powinnaś to powiedzieć na głos, ponieważ wtedy łatwiej będzie ci uświadomić sobie, co do niego czujesz. Przyspieszysz cały ten proces i opędzisz się od wątpliwości. Czy to jest wystarczająca odpowiedź? – spojrzałam na nie z założonymi rękami.
- Będziesz najlepszym psychologiem pod słońcem. A teraz Krogulska, zastosuj się do rad biegłej psycholog. – wytknęła jej palec przed nos, na co Majka odsunęła się delikatnie do tyłu.
- Dobra, niech wam będzie.. Tak, chcę z nim być. – powiedziała zrezygnowana, na co razem z Van wyszczerzyłyśmy triumfalnie zęby w uśmiechu. 
- Dlatego właśnie idziesz na imprezę. – stwierdziła Vanessa, która już zaczęła rozglądać się za sukienką dla Majki.
- Tą granatową. No, tą, tą! – mówiłam, gestykulując. – Przymierzaj, kochana, bo jeszcze moje włosy. – uśmiechnęłam się do niej, na co ona przewróciła oczami.
                                                                                    *
Na imprezie każdy, ale to każdy nawalił się w trzy tyłki. Goetze dopiął swego i z Majką gdzieś razem polecieli, Vanessa z Przemkiem jechali równo przy barze, chłopacy śpiewali Ona tańczy dla mnie, chcąc poderwać jakieś laski. A ja? Półleżałam z Lewandowskim na wielkiej skórzanej sofie, popijając drinka ze słomki.
- Ej, ale wiesz co ja ci powiem? – typowe pytanie pijanego mężczyzny po północy.
- Nie wiemm.. – przeciągałam i spojrzałam na niego, starając się skupić.
- Ja też nie. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. – Ale nie, ja ci powiem.. powie ci,  że ty jesteś największym szczęściem jakie mi się w życiu przytrafiło. Serialnie. – stwierdził z lekkim uśmiechem, wzruszając ramionami. – Jeszcze z nikim taki szczęśliwy to ja nie byłem. Anka to ci stopy może lizać, a reszta to się nie liczyła. Teraz to dla ciebie mógłbym zrezygnować nawet z kariery.
- Ej, bez ciebie to nie dadzą rady. – uśmiechnęłam się, gryząc słomkę.
- Nie ważne. Księżniczka powie, a ja wykonam. – powiedział kłaniając się lekko. Położyłam, a raczej z braku sił rzuciłam mu głowę na ramię.
- Fajnie mam. Ale się narąbaliśmy, nie? Jak dojdziemy do hotelu? – spytałam rozbawiona, mimo, że zadałam poważne pytanie.
- Mnie się pytasz? Ja.. ja nie wiem i nie męcz mnie tu Kochańska, bo… Ale mnie głowa napieprza – złapał się za głowę, po czym nie wiedząc z czego zaczął się śmiać.
- Będziemy znowu spać na ławce. – stwierdziłam.
- Ja tam lubię ławki. – powiedział i zaśmialiśmy się, nie wiedząc z czego. Gadaliśmy od rzeczy, ciągle w dwóch popijając mojego drinka. Kiedy się skończył ledwo przez środek doczłapałam się po następnego. Dostałam z łokcia od Vanessy, która robiła coś bliżej nieokreślonego razem ze swoim równie pijanym chłopakiem.
- Ty idiotko! Ko..ko..koś..ć mi złamałaś! – mówiłam, trzymając się za nos. – Jeszcze raz to samo, przystojniaku. – zwróciłam się do barmana, który uśmiechając się lekko realizował zamówienie. Usiadłam na stołku, chowając głowę w ramiona. Znowu ktoś mnie szturchnął. – No nie możecie iść do ki..bla, tylko tutaj wy..wija..cie?!

-  A wiesz, ze o tym nie pomyślałam. Chodź. – kiwnęła na Przemka i gdzieś się powlekli. Z dziewczyn zostałam sama. Każda gdzieś polazła, jeśli chodzi o moje znajome. No cóż, mi to tam pijackie rozmowy z Lewandowskim nie przeszkadzają. Może znów się czegoś dowiem? Po alkoholu rozmowa jest najszczersza, zawsze mówisz jak na spowiedzi.. 

Jak widzicie dodałam dwa rozdziały w ramach rekompensaty no i też dlatego, że jutro nie dałabym rady dodać kolejnego. Wiadomo, koniec roku trzeba jakoś uczcić ;> Dobra, dzisiaj wyjątkowo nie będę się roztkliwiać, jeszcze raz dziękuję za wsparcie ostatnio! Wszystko wzięłam sobie głęboko do siebie i nigdy Wam tego nie zapomnę. Udowodniłyście, że jesteście najwspanialsze! :* Chciałam Wam życzyć udanych wakacji, ale przecież się jeszcze przy kilku (no mało ich już zostało ;c) rozdziałach spotkamy ;> Miłego wieczoru i kolejnych dni! Żeby uśmiech nie schodził Wam z twarzy, przecież wakacje 2013 tak bardzo blisko! Buziaki! :* ♥

sobota, 22 czerwca 2013

WAŻNE

Moje drogie! Pewnie niektóre z Was zauważyły, że mam jakiś problem z anonimowymi hejterami, których kompletnie nie rozumiem.. Nie wiem skąd się wzięło, ale jest. Rozmawiałam o tym z wieloma osobami i podają jeden powód: zazdrość. Chociaż uważam, że wcale nie ma czego zazdrościć, to jednak tylko to jest rozsądnym wytłumaczeniem na wszystko co się dzieje. Mimo, że jestem silna i pozytywnie nastawiona na świat, to jednak mam przez to chwilę załamki. I to akurat przed wakacjami.. Postanowiłam teraz włączyć moderację komentarzy, czyli coś co pozwoli mi uniknąć jakiejś złości i takich tam, które ostatnio tutaj nastały. Zasady te same - anonimowe czytelniczki, które nie mają konta, a chcą wyrazić swoją OPINIĘ, nie jakieś najazdy na mnie, to będą to mogły robić. Różnica będzie taka, ze zanim komentarz pojawi się na blogu, ja muszę go zatwierdzić. Wiem, ze pewnie to wiecie, ale może znajdą się osoby, które tego nie wiedziały, a to nic wstydliwego ;) Chcę bardzo podziękować dziewczynom, które mimo wczorajszej późnej pory, wsparły mnie ogromnie! Dziękuję, dla Was się nie poddam i nie pozwolę podciąć sobie skrzydeł przez  hejterki. Naprawdę przepraszam, że dodałam z tygodniowym opóźnieniem, ale wiecie, że to nie było celowe. PISANIE TEGO BLOGA NIE JEST MOIM OBOWIĄZKIEM, tylko przyjemnością. I to nie jedyną, dlatego zeszła ona na drugi plan i dlatego to opóźnienie. Mam swoje życie, dużo obowiązków i problemów i nie jestem wstanie siedzieć całe dnie przed laptopem.. Nie lubię tego, dla mnie to katorga, kiedy za oknem świeci słońce. Dobrze, kończę, bo coś dużo tego mi się stworzyło.. Ale myślę, że słowa wyjaśnienia powinny paść. Nie mam Was gdzieś, wręcz przeciwnie - jesteś dla mnie NAJWAŻNIEJSZE ♥ Do następnego, który może (nie obiecuję) pojawi się wcześniej niż w piątek. 

JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ I PRZEPRASZAM! 

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 28.

Kiedy się obudziłam, byłam przykryta miękkim, ale niezbyt ciepłym kocem, za co dziękowałam w myśli, bo przecież lato mamy. Mój wzrok jako pierwsze padł na szafkę nocną z wielkimi, czerwonymi cyframi, które uświadomiły mi, że jest już południe. Prawdopodobnie Robert obejmował mnie ramieniem, a ja jakoś nie spieszyłam się z oznajmieniem mu, że już nie śpię. Póki się nie zorientuje, mam chwilkę czasu na przemyślenia, które z jednej strony są potrzebne, a z drugiej tak mocno bolą.. Jeszcze nigdy, ale to nigdy nie miałam takiej sytuacji i nie czułam się aż tak skrzywdzona przez bliską mi osobę. Dobra, były rozstania z chłopakami i takie tam, ale to nie jest jednak to samo. Były chłopak nie jest osobą, którą zna się całe życie. Której tak bardzo, od wielu lat ufałaś. Nie, nie można tego porównywać. Mówią, że ważniejsza jest przyjaźń, niż miłość. Do tej pory się z tym zgadzałam, ale teraz? Teraz jestem temu przeciwna. Jak na razie to miłość mi pomaga, to miłość mnie uskrzydla i dodaje sił. Z pewnością gdyby nie Robert, to teraz bym już płakała. Ale dla niego się staram. I postanowiłam, ze nie uronię ani jednej łzy. Pójdę własną drogą i będę opierała się na miłości, skoro przyjaźń tak mnie o to potraktowała. Jeśli teraz stracę tą jedyną osobę, którą tak bardzo bezgranicznie kocham.. Nie, nie myślmy o tym. Co mi teraz da, że będę się zadręczać myślami, płakać i przeżywać? No pewnie to, że ulży mi i potem się polepszy. Ale ja nie potrzebuję łez, żeby się ogarnąć i być na powrót sobą. Przecież takie jest moje nastawienie – optymizm. Z nowymi, świeżymi postanowieniami, uznałam, że nie ma na co czekać i pokazać, że jestem, oddycham i wcale nie przechodzę załamania nerwowego. Odwróciłam się delikatnie. Robert uśmiechał się do mnie, a ja wysiliłam się trochę i zmusiłam kąciki swoich ust do uniesienia się. Nie wiem czy mi wyszło, ale bardziej zaintrygowało mnie to, co Lewandowski trzymał w prawej dłoni, niż to czy mój uśmiech był wiarygodny.  
- Skąd to masz zdjęcie? – spytałam zaciekawiona, od razu przechodząc do sedna sprawy. Byłam święcie przekonana, że gdzieś zgubiłam to zdjęcie, albo zostawiłam u siebie w Poznaniu.
- Dostałem od Wojtka, bo znalazł je pod szafą czy czymś tam. Kim jest dla ciebie Majka? – teraz on zadał mi pytanie. Na same wspomnienie jej uśmiechnęłam się. I to szczerze, bez żadnego wysiłku. Swój plan wcielam w życie.  
- A skąd wiesz, że ona ma na imię Majka? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, coraz bardziej rozpromieniona. Robertowi chyba ulżyło, widząc, że nie zamierzam ryczeć cały dzień i noc.
- Bo jest napisane na odwrocie. – uśmiechnął się do mnie. – Ale i wiem, bo znam ją. – dodał, a ja zrobiłam wielkie oczy.
- Ale jak to? Skąd? – pytałam. Jaki zbieg okoliczności!
- Najpierw mi odpowiedz na to, co zadałem jako pierwszy. – podkreślił to ostatnie. W sumie miał racje, jakby nie było miał pierwszeństwo. Jak zawsze.. nie no dobra, to ostatnie powiedziałam z czystej złośliwości.  
- Majka jest moją przyjaciółką, z którą ostatnio straciłam kontakt. Rozjechałyśmy się. – powiedziałam smutno. - Poznałam ją na pierwszym treningu cheerleaderek. Od razu załapałyśmy wspólny język. Byłyśmy bardzo zżyte, ale pamiętałam też o Vanessie. – na moje twarzy pojawił się mały grymas. Nie byłam jeszcze gotowa mówić o Vanessie. – Ona bardzo mi pomagała od strony tanecznej. Też wiedziała dużo o tańcu, była dłużej cheerleaderką ode mnie, ale w ostateczności to ja jeździłam reprezentować poznański zespół na mistrzostwach. Bardzo się za nią stęskniłam. – podsumowałam opowieść o moim super Majku. Kiedy bym powiedziała to na głos, a ona była by w pobliżu, właśnie dostałabym po głowie, bo nie lubiła kiedy tak do niej mówiłam. – A ty? Skąd ją znasz?
- Jak już wspomniałaś, Majka tańczyła jeszcze przed tobą w KG*. No i wtedy wyszło tak jakoś, że na siebie wpadliśmy. My mieliśmy trening, a one obok ćwiczyły układ.  Tak gadka szmatka i jakoś załapaliśmy kontakt. I doszło do tego, że zakumulowaliśmy się. Ale nic więcej, po prostu kumple. Może by coś było, ale byłem przecież z Anią. – przewrócił oczami. No tak, Majka mówiła, że zakolegowała się jednym z zawodników. – Ale ja potem odszedłem do Borussii i nasz kontakt się urwał.
- Kurde, nie spodziewałam się, że tym jej kolegą, będziesz właśnie ty. – uśmiechnęłam się.
- Lewandowski jest wszędzie, kochana. – skwitował, wzruszając ramionami.
- Zdążyłam zauważyć. – puściłam mu oczko. – Ale fajnie! Niczym w jakimś filmie..
- Dirty Dancing? – zaśmiał się.
- O Jezu, weź już się odczep od tego filmu, bo jest jednym z moim ulubionych. – zagroziłam mu palcem przed oczami, na co objął mnie w pasie i pociągnął do siebie, całując delikatnie w czubek nosa.
- A tak poza tym, to jak samopoczucie? – spytał po chwili. Spojrzałam na niego, czując się już naprawdę dobrze. Sama jestem zdziwiona na to, jak szybko to się dzieje.  
- Coraz lepiej. – uśmiechnęłam się promiennie. – Jeszcze jak będziesz mnie tak pocieszał, to pewnie będzie jeszcze lepiej.
- A, no to cała przyjemność po mojej stronie. – szepnął.
Robert.  
Wiktoria przerwała nasze czułości, bo zadzwonił do niej telefon. Nie wiedziałem kto to, nie wiedziałem po co. Ale chyba wszystkiego nie muszę wiedzieć? Zdziwiło mnie tylko to, że wyszła z nim do łazienki. No cóż, nie zapowiadało się, że szybko wyjdzie, więc chwyciłem po laptopa i uruchomiłem go. Wpatrując się w znaczek Windows 7, który pojawił się na ekranie czekałem, aż sprzęt się włączy. No niestety, z moim starym, dobrym laptopem było coraz gorzej. Muszę chyba rozważyć kwestię wymiany.. Właśnie wtedy z łazienki wyszła moja ukochana, była mocno podirytowana.
- Co się stało? – spytałem, nie wiedząc co się dzieje. Ona spojrzała tylko na mnie, a w jej oczach dostrzegłem zdenerwowanie.
- Dzwonił nasz trener i tak po prostu zakomunikował, że mam przyjść na trening za godzinę, bo musimy przygotować układ na mecz Lech – Legia. Zapytałam, dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduje, a on mi na to: że trzeba było do Warszawy nie wyjeżdżać! Rozumiesz? Tak mnie wkurzył, że ręce to mi do tej pory latają. – mówiła wszystko szybko, gestykulując rękoma. Kiedy się denerwowała, lub próbowała coś wyjaśnić, zawsze tak robiła.
- Ale przecież nie dojedziesz w godzinę do Poznania.. – zmarszczyłem czoło.
- No wiem, ale tak się i to składa, że oni są tutaj. Bo to Legia będzie gospodarzem.. zawsze przyjeżdżamy tydzień wcześniej.. Ale to nie zmienia faktu, że mogliby mi wcześniej powiedzieć!
- Spokojnie, nie denerwuj się aż tak, bo zaraz przyjdzie Kuba i będzie chciał zaproponować ci masaż rozluźniający. – zaśmiałem się, przypominając sobie ostatnią akcję z tym związaną. Na Wiktorii twarzy też zagościł uśmiech. No, chyba się udało.
- Wolałabym nie powtarzać tego więcej, więc może faktycznie spuszczę z tonu. – odezwała się, uśmiechając. – Dobra, bo zaraz będę musiała wychodzić.. Muszę być wcześniej, bo nimi przewodzę, a nie mam zielonego pojęcia co będziemy tańczyć i jak.. – westchnęła i pomaszerowała do łazienki. Pokręciłem głową i spostrzegłem, że na ekranie widnieje już moja tapeta. Sukces! Oczywiście od razu ujrzałem napis informujący, że Mario dzwoni. Też ma daleko, żeby przyjść.. odebrałem.
- Elo elo, pięć dwa zero. – usłyszałem jego idiotyczne przywitanie, na które zareagowałem, uderzając się ręką w czoło.
- Ta, witam. – powiedziałem z lekkim uśmiechem. Patrząc na jego uradowaną mordę, nie ma bata, żeby się nie uśmiechnąć.
- Ej, ja tylko na sekundę. Był u ciebie Marco? – spytał poważnie.
- Nie, a co? Zgubiłeś kompana? Może gdzieś leży pod tymi brudami za tobą..? – naigrywałem się z niego, patrząc na imponująca górę ciuchów, śmieci, kartonów po pizzy.. Niedługo wysokością przebije Mount Everest!
- Odezwał się, ten którego laptopa potrafi zgubić! – odgryzł się, a ja sarkastycznie się zaśmiałem. – Jak mieszka z Wiktorią, to teraz się mądruje!
- Dobra, dobra. Od kiedy nie ma Marco? – wróciłem do głównego tematu, bo nie miałem ochoty na dalsze dyskutowanie o tym, kto ma lepiej, a kto gorzej.
- Od wczoraj wieczora. Tak polubił Wiktorię, że pomyślałem, że poszedł tam do was.. Kurde, wypuścić pijaka, to na noc nie wróci, no! – narzekał. Ach, ta męska przyjaźń.. Kiedy nie widzieli się dłużej niż dzień, po prostu fiksowali bez siebie.. Złośliwi dokuczali im, ale ja zachwycam się ich przyjaźnią. Każdy pewnie chciałby mieć takiego kogoś, kim są dla siebie chłopacy.
- Nie wiem, nie widziałem go. Możliwe, że tu był, ale pocałował klamkę, bo.. A zresztą byłeś. – machnąłem ręką.
- No właśnie i jak zaszedłem do siebie to też go nie było. Myślałem, ze się minęliśmy. – mówił i widziałem, ze coraz bardziej się denerwuje.
- Nie spinaj, na pewno zaraz wróci. Pewnie był na jakiejś bibie, a teraz zbiera się po niej. Zobaczysz, zaraz u ciebie będzie. – uśmiechnąłem się do niego. Sam zaciekawiłem się tym, gdzie Reus mógł być całą noc. Po polsku za wiele nie gada, nie zna Warszawy, nie wraca na noc.. Miałem nadzieję, że to co powiedziałem Goetze okaże się prawdą..
- Z kim rozmawiasz? – do pokoju wparowała Wiktoria, nie mogąc pohamować swojej ciekawości. – O hej, Mario! – przywitała go bardziej ekscytująco niż mnie kiedykolwiek. Zazdrosny? Nie. O Mario nigdy. Oni od samego początku bardzo się polubili, może ze względu na podobny wiek. Nic innego, tylko przyzwyczaić się do ich zażyłości.
- Siema! Jak tam? Idziesz gdzieś? – zapytał, widząc pewnie jej strój. No tak, ja byłem w dresie i zwykłej koszulce, ona w krótkich spodenkach, ładnej koszuli i dodatkach..
- No niestety. Muszę iść na trening. A raczej próbę, bo trening to jakoś tak dziwnie brzmi. – uśmiechnęła się. – Lecę, bo się spóźnię. Pogadamy kiedy indziej, nie?
- Jasne, dzisiaj widzę cię na meczu! – zagroził jej palcem, a ona uśmiechnęła się serdecznie.
- Oczywiście. Pa, Bobcio. – zwróciła się do mnie i cmoknęła w usta.
- O której wrócisz? – spytałem. Nie wiedziałem ile trwają te jej próby, nigdy na nich nie byłem..
- Ojejku, nie wiem. Zadzwonię do ciebie, może przyjdziesz potem po mnie? Zgadamy się. – rzuciła i nie czekając w ogóle na moją odpowiedź, wyszła z pokoju. No tak, typowe.
- Ej dobra, biorę Matsa i szukam tego zwiedzającego od siedmiu boleści. – uśmiechnął się. – Przyjdziesz z Wiką na mecz?
- Nie wiem jeszcze.. Po co mam oglądać takich patałachów..? Zobaczę. – odpowiedziałem sarkastycznie. Całe szczęście, że nie mamy dzisiaj normalnego treningu..
- Okej, życzę powodzenia! – powiedział i rozłączył się. No druga Wiktoria! Nie miałem co innego do roboty, więc wszedłem na facebooka, żeby dodać coś fanom. Właśnie, dawno tego nie robiłem! Miałem nadzieję, że redakcja coś naskrobała. Uff, oni są niezastąpieni! Napisałem krótko w dwóch językach coś o Euro i wszedłem potem na swoje prywatne konto. Wśród 20 zaproszeń, które dostawałem w dużym stopniu od fanów wyłapałem nazwisko Krogulska. Czyżby Majka? Ze zdjęcia profilowego, które i tak za bardzo nic nie dało, zdążyłem zauważyć, że jest blondynką, ma wpisane, że jest z Poznania.. zbieg okoliczności? Chyba nie. Dlatego więc zaakceptowałem. To otworzyło mi wiele możliwości, między innymi obejrzenie jej wszystkich zdjęć. Tak, to była Majka. Może do niej napiszę? Może pomoże mi pogodzić Wiktorię i Van? Mimo, ze Wika nie pokazywała tego już tak bardzo, mimo wszystko bolała ją ‘strata’ przyjaciółki..Do tego, powinna być w Warszawie, bo też tańczy w KG. Dobra, raz się żyje. Dodatkowo zachęciła mnie zielona kropka przy jej nazwisku.
Hej, Majka! Z tego co wywnioskowałem z zaproszenia mnie, pamiętasz jednak Poznań w 2008 J Przykro mi, że nasz kontakt się urwał. Jesteś w Warszawie? Jeśli tak, może spotkalibyśmy się jakoś?
Tego to się nie spodziewałam! Pan Lewandowski do mnie napisał? To zaproszenie wysłałam już chyba miesiąc temu, myślałam, że mnie już nie pamiętasz.. Boże, tyle lat! Koniecznie musimy się spotkać! Tym bardziej, że trąbią o tym, że jesteś z moją Wikusią! Słuchaj, bo ja dzisiaj nie idę na próbę, bo naciągnęłam sobie coś w śródstopiu, co nie jest zbyt groźne, bo chodzić chodzę, ale Szmyt mnie nie chce na treningu widzieć :c Może za pół godziny w Telimenie?
Jasne, mi pasuję. Tylko jak mógłbym Cię prosić, nie mów na razie nic Wice, okej?
Wedle życzenia! Do zobaczenia :*
Już nie odpisałem, bo zacząłem szykować się do wyjścia. Za pół godziny mam być tam, gdzie sama droga trwa 15? Za mało czasu jak dla mnie..

Kiedy wszedłem do kawiarni, Majka już tam siedziała. Uśmiechnęła się na mój widok. Też posłałem jej uśmiech i poszedłem do jej stolika. Od razu przybyła do nas kelnerka, z pytaniem co chcemy zamówić. Chciało mi się śmiać, bo strasznie kokietowała mnie wzrokiem. Lewandowski w kawiarni, sensacja. Mam nadzieję, że jednak moi ulubieńcy w postaci fotografów nie napstrykają mi zdjęć i nie dodadzą ich z tytułem: Zdradza swoją nową dziewczynę?
- Jejku, nic się nie zmieniłaś.. – powiedziałem, zaczynając rozmowę i siadając obok niej.
- A myślisz, ze ty.. Nie, zmieniłeś się. Jesteś więcej umięśniony, niż widywałam cię w Poznaniu. – powiedziała z uśmiechem, na co ja zaśmiałem się cicho. – Dobra, opowiadaj jak tam?
- Mimo wszystko za wiele u mnie się nie zmieniło. – wzruszyłem ramionami. – Nadal jestem roztrzepany.. – uśmiechnąłem się do niej, bo wiedziałem, że wedle niej, jest to moje najgorsza cecha. Zresztą pewnie nie tylko dla niej.. – Jedyną radykalną zmianą było to, że przejrzałem na oczy, jeśli chodzi o mój związek.
- No właśnie! – ożywiła się. – Jesteś z Wiktorią! Moją kochaną, słodką Wikusią! Z nią też tak dawno się nie widziałam. Pozwolisz, że spytam co u niej, hm? – uśmiechnęła się promiennie. Wcale się nie zmieniła. Nie tylko z wyglądu, ale z zachowania. Radosna i rozgadana.
- Nie wiem na jakim etapie skończyły się u was kontakty… trudno powiedzieć mi coś, bo znasz ją więcej ode mnie. – odparłem. No bo w sumie nie znałem Wiktorii wtedy, kiedy ona ją znała. Wszystko jakieś takie pokręcone..
- Ale zdrowa jest? Tańczy, kibicuje? – zalewała mnie lawiną swoich pytań.
- Tak, tak. Wszystko w najlepszym porządku.. – potwierdziłem, ale potem skrzywiłem się nieco. – Chociaż nie. Nie wszystko. To między innymi pokierowało mną, żeby do ciebie napisać i się z tobą spotkać.
- Jejku, coś poważnego? – jej oczy zwiększyły się, a ona nachyliła się do mnie.
- Nie, nie. Nie aż tak. – powiedziałem, bo zrozumiałem, że mogła opatrznie to zrozumieć. Po jej reakcji można było się domyśleć, że brała to cholernie poważnie. Podeszła do nas kelnerka, która podała nam kawy i odchodząc mrugnęła do mnie, na co nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- Ona się nie podda! Tylko, żebyś ty mi tu.. – nie dokończyła, bo przerwałem jej prychnięciem.
- Myślisz, że poleciałbym na taką laskę, która mruga do mnie i kręci tyłkiem przed nosem?
- Czyli pod tym względem też się nie zmieniłeś. – uśmiechnęła się promiennie. – Dobra, mów o co chodzi. – ponagliła mnie, a ja spojrzałem na nią spode łba.
- Nie przyspieszaj, robię nerwowy wstęp.. – powiedziałem i złośliwie upiłem łyk kawy, nie zamierzając jej na razie nic powiedzieć.
- Robert!! – krzyknęła błagalnie, tak, że dużo osób nie dość, że patrzyło na mnie, bo mnie rozpoznawali, to jeszcze dlatego, że siedziałem z wariatką, która drze się na cały lokal.
- Dobra, tylko już nie krzycz. – powiedziałem, zaczynając swoją opowieść.

Dochodziło już wpół do trzynastej. Od szesnastej musiałem już być na stadionie i nie mogłem z niego wyjść, aż do zakończenia meczu. Majka powiedziała, że mimo tego, że nie są przyjaciółkami z Vanessą, to jednak pomoże mi. Postanowiliśmy, że pójdziemy na stadion Legii, tam gdzie odbywały się jej próby. Miałem sporo wspomnień z tym miejscem, lecz to jednak Lech dał mi tyle możliwości i zawdzięczam im to, kim teraz jestem. Na tym meczu, będę jednak za kolegami z Poznania, chociaż Legionistom też nie życzę źle. Przepuściłem Maję w drzwiach i weszliśmy do środka.
- Dzień dobry pani Kasiu, gdzie ćwiczą dziewczyny? – spytała przechodzącą tamtędy kobietę po trzydziestce.
- Są w pomieszczeniu odpoczynkowym, mają rozciąganie i teorię. Nie wiem jak sobie poradzimy.. – westchnęła kobieta i poszła przed siebie. Wszyscy byli zdenerwowani, bo jakoś dziwnie to wszyło. O meczu wiedzieli nie od dzisiaj, to dlaczego dopiero teraz zaczęli próby? Nie dane było mi chyba znać na to odpowiedź.
- Dzięki. – rzuciła Majka, bardziej w plecy odchodzącej już kobiety. Po instrukcjach pani Kasi udaliśmy się do pokoju, gdzie za moich czasów była druga część szatni, która wydawała się niepotrzebna. Dobrze, że zrobili z tego pożytek. Kiedy Maja uchyliła drzwi dziewczyny z uśmiechniętą już Wiktorią na czele, robiąc szpagat męski i nachylając się od jednej nogi, do drugiej. Wiktoria robiła to bardzo imponująco, bo wydawało się bez wysiłku dotykała całym swoim bokiem swojej nogi. Bez żadnych odstępów między ciałem, a kończyną. No, zapowiada się fajny widok..
- Becia, weź się trochę przyłóż, co? – jęknął ich trener, z opowieści Majki wywnioskowałem pan Szmyt. Wcale nie dziwię temu, dlaczego podjął ten zawód.. Fajnie tak patrzeć na rozciągnięte dziewczyny w skąpych strojach..
- Ej, a on sam wymyśla te układy i tak dalej? – spytałem szeptem, żeby na razie nie zdradzić naszej obecności.
- Nie, ta pani Kasia jest za to odpowiedzialna. Ale w dużej mierze same wymyślamy kroki, a już zwłaszcza Wika. – mrugnęła do mnie. No tak, czemu mnie to nie dziwi? Zawsze musiała mieć po swojemu, a jak się na tym zna, to dlaczego ma siedzieć cicho?  - Gdyby on wymyślał tu układy, to przez całe 5 minut wiłybyśmy się na podłożu, albo tańczyły na krzesłach. – powiedziała to takim tonem, że wybuchnąłem śmiechem. Wtedy moja Kochańska spojrzała  na drzwi i mnie zobaczyła. Spojrzała zdziwionym wzrokiem, a ja ogarniając swój napad śmiechu, pomachałem jej.
- Dobra, mam nadzieję, że to starczy. Chłopacy są na murawie, ale myślę, że dadzą nam kawałek miejsca. – odezwał się ponad trzydziestoletni mężczyzna, z postawą sportowca.
- Jejku, będziemy przy nich ćwiczyć? – spytała z małą niechęcią jedna z dziewczyn.
- Na to wygląda, przecież nie wygonimy ich stamtąd, nie?
- Ale będą nasi, czy Legioniści od siedmiu boleści? – zadała pytanie druga.
- Nasi, nasi. – powiedział z uśmiechem.
- Łee, to lajty! – usłyszałem i Majka pociągnęła mnie gwałtownie do siebie, zaciągając na murawę. No tak, dziwne by było, gdyby one wyszły, a my jak jacyś napaleńcy stalibyśmy przy drzwiach. Kiedy wyszliśmy szybkim krokiem z tunelu, tak jak trener dziewczyn zapowiadał, ćwiczyli piłkarze Kolejorza. Gęba mi się strasznie ucieszyła, kiedy ich zobaczyłem.
- Lewus!! – zawołali ci, którzy grali jeszcze ze mną. Podlecieli do mnie, nie zważając na protesty trenera Rumaka. Przywitałem się serdecznie z każdym i uciąłem krótką pogawędkę. Poznałem też tych, którzy przeszli, po moim odejściu. Ale zaczęło robić się wielkie zamieszanie, bo cheerleaderki też już wyszły, więc przerwałem rozmowę i poszedłem na ławkę trenerską, razem z blondi chochlikiem.  Zdziwiło mnie to, że nie ma z nimi Wiki. Rozejrzałem się dokoła, ale nigdzie nie widziałem szatynki. Wtedy ktoś przysiadł się energicznie obok Majki, która z impetem uderzyła we mnie i zwaliła mi telefon, który w tym czasie trzymałem. Zbierając części swojego telefonu posłałem pełne nienawiści spojrzenie.. Wiktorii? Ona przez ściany przenika? No tak, mogłem się domyślić, że tylko Kochańska z piskiem może dolecieć do ławki i rzucić się na nią z taką siłą, żeby zwalić komuś telefon. Ale widząc jej szczęście, które ogarnęło ją po ujrzeniu starej przyjaciółki, powstrzymałem się od dogryzki.  


Przed chwilą przeczytałam ostatnie komentarze od anonimowych czytelniczek. Powiem Wam, ze lekko się zawiodłam, bo myślałam, że choć trochę mnie rozumiecie... NIE JESTEM MASZYNĄ, KTÓRA SIEDZI PRZED LAPTOPEM DZIEŃ I NOC, KIEDY NA DWORZE JEST 30 STOPNI! OPRÓCZ TEGO MAM SWOJE SPRAWY, PROBLEMY, SPOTKANIA.. JESTEM PEWNA, ŻE ŻADNA Z WAS, SIEDZĄC W SZKOLE DO 15.00, NIE SIEDZI DO 23.00 PRZED KOMPUTEREM! MOŻE WCZEŚNIEJ TAK BYŁO, ALE TERAZ MAMY LATO I NIE ZAMIERZAM TEGO MARNOWAĆ! WYBACZCIE, JEŚLI NIEKTÓRE Z WAS WIDOCZNIE URAZIŁAM. I ZABOLAŁO MNIE TO, ŻE KTOŚ NARZUCA MI, ŻE KŁAMIĘ.. JEŚLI MOGĘ, TO DODAJĘ, JEŚLI NIE MOGĘ, TO SIĘ PRZECIEŻ NIE ROZDWOJĘ.. SERDECZNE POZDROWIENIA I DUUUŻE BUZIAKI DLA TYCH, KTÓRZY ROZUMIEJĄ I NADAL WIERNIE TRWAJĄ PRZY MOIM OPOWIADANIU. KOCHAM WAS! ♥ :***

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 27.

Już dzisiaj kolejny mecz. Tym razem z Rosją. Trochę się denerwowałam, bo nie wiedziałam czego się spodziewać. Nawet jeśli wierzyłam w siłę orzełków, to jednak nie byłam niczego pewna. Piłka nożna jest właśnie jedną z takich dyscyplin, gdzie nigdy nic nie wiadomo i wszystko jeszcze może się wydarzyć aż do ostatniego gwizdka.  Właśnie przeglądałam w internecie idiotyczne obrazki, naśmiewające się z naszej reprezentacji. Prychnęłam i może zbyt głośno zamknęłam laptopa.
- Co jest? – spytał Robert, który właśnie przecierając szyję ręcznikiem, wychodził z łazienki.
- Nie, nic. – odpowiedziałam. Ale on spojrzał na mnie podejrzliwie i usiadł obok mnie, zabierając z kolan laptopa i włączając go z powrotem. Ukazała się strona, na której przed chwilą byłam.
- Właśnie się dowiedziałem, że jestem drewnem, który biega tylko i wyłącznie w reklamie Opla. Jak milutko. – uśmiechnął się do ekranu. Wyglądał na takiego, który w ogóle się nie przejmował tym, co o nim i jego kolegach wypisują. Skąd on bierze na to siły?
- Dobra, Robert skończ. – powiedziałam, chcąc zamknąć z powrotem laptopa. Po co ma czytać takie coś przed meczem? Chociaż sądząc po jego dotychczasowym zachowaniu, domyśliłam się, iż spływa to po nim jak po kaczce..
- Czemu? Takie fajne rzeczy tam są.. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego o sobie.. – zrobił podkówkę, a ja cmoknęłam go w usta, ściągając jedną ręką laptopa z jego kolan. Teraz ja zajęłam jego miejsce.
- O której masz trening? – spytałam, zaczynając rozmowę.
- O piętnastej dopiero. Mamy trochę czasu. – poruszył brwiami, jak to on.
- Robert..
- No tak mam na imię, a co?
- Nie wytrzymam już z tobą więcej.. – złapałam się za czoło, uśmiechając delikatnie na widok jego miny.
- No fajnie wiedzieć. Ale spoko, mam jeszcze wiele kandydatek na twoje miejsce. – fuknął.
- Co ty powiedziałeś? – mimo, że doskonale to słyszałam, to jednak z niedowierzania spytałam jeszcze raz.
- Wydaje mi się, że słyszałaś. – powiedział oschle, widocznie równie dobrze urażony co i ja.
- Tak, właśnie słyszałam! I chyba wolałabym być głucha, niż słyszeć coś takiego! – powiedziałam, schodząc mu z kolan.
- Ale nie bierz tego na serio, to taki żart był. No Wiktoria! – krzyknął, kiedy trzasnęłam drzwiami od łazienki.
- Idź do tych swoich kandydatek! - krzyknęłam. Wydawałoby się dziwne, ale właśnie w tym miejscu zawsze czułam się bezpiecznie. Kiedy byłam mała i bałam się burzy, to zawsze chowałam się właśnie do niej. Kiedy pokłóciłam się z rodzicami, leciałam oczywiście do łazienki. No, czasem do pokoju, lecz w łazience miałam większy spokój, bo miałam możliwość zamknięcia się. Te przyzwyczajenia zostały do dziś. Nie no dobra, w sumie poszłam tam nie tylko dlatego, że zarzuciłam focha na piłkarza. Po prostu jak każdy miałam potrzebę. Ale niech wie, że rani mnie takimi słowami i ma tego nie powtarzać.  
- Wiktoria, ŻARTOWAŁEM! – podkreślił ostatnie słowo. Przez małą szybę u góry drzwi widziałam, że opiera na nich głowę.
- Mnie jakoś ten żart nie śmieszył. – odpowiedziałam, nieco łagodniej. Ochłonęłam i spojrzałam na to z innej strony. Tyle ile ja się z niego naśmiewam.. Chyba zbyt duży teatrzyk zrobiłam, a on uwierzył, że poleciałam do łazienki właśnie z jego powodu. 
- Przepraszam, jeśli cię uraziłem. – powiedział, a ja zmiękłam. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego.
- Ja też przepraszam, to było głupie. – odparłam i przytuliłam się do niego. – Po prostu jestem przewrażliwiona na tym punkcie. To, co zrobił Janek.. wiesz, bo..
- Wszystko rozumiem, przepraszam. Z takich rzeczy nie powinienem się naśmiewać, czy żartować. Wiem co przeżyłaś, dlatego..
- Cii, nie mówmy już o tym. – zakryłam mu twarz dłonią, poczym miejsce mojej ręki zajęły moje usta. Usiedliśmy na łóżku, podszczypując się delikatnie, jak zawsze.
- Roobeeert, nie wiem czy później będę miała okazję, więc teraz chciałabym życzyć ci szczęścia na boisku, żebyś zadowolił wszystkich, a w szczególności mnie, swoją piękną bramką. Albo w sumie to i dwie możesz strzelić, nie obrażę się – uśmiechnęłam się do niego.
- Zrobię.. co… mogę.. żebyś… tylko… była…. zadowolona… - szeptał, a raczej próbował, kiedy obdarowywałam go pocałunkami. Zaczęło  być tak miło, no i oczywiście ktoś przerwał nam waleniem w drzwi. Tak, to było walenie, bo pukaniem tego nie można nazwać. Robert westchnął i ruszył otworzyć drzwi. W drzwiach stanął Przemek.
- Hej. – uśmiechnął się do Roberta.  
- Siema, i jak? – spytał Lewandowski. Usłyszałam ciche westchnięcie, podobne bardziej do odetchnięcia.
- Byliśmy u lekarza. Nie jest w ciąży. – odpowiedział bramkarz, a mnie zamurowało. Przepraszam, co? On zdradził Vanessę? Poderwałam się z miejsca, ukazując swoją obecność.
- Cześć. – bąknęłam. – Sorry, że się wtrącam, ale kto niby miałby być w ciąży? Jak tak mogłeś?!  – spytałam, lekko zdenerwowana. On tylko spojrzał na mnie, to na Roberta, który też się dziwnie na mnie patrzył. – Co jest do cholery?!
- Spokojnie Wika. On nikogo nie zdradził.. Były podejrzenia, że to Vanessa jest w ciąży. – powiedział mój ukochany, a mnie ścięło z nóg. – Myśleliśmy, ze o tym wiesz, bo przecież rozmawiałaś wczoraj z Van.. – mówił, ale nic do mnie nie docierało. Usiadłam na fotelu, chowając twarz w dłoniach. Nie płakałam, ale byłam bardzo blisko temu.  
- Okej, trochę dziwna sytuacja. Może ja już pójdę. – powiedział Przemek, i usłyszałam zatrzaskujące się drzwi. Dlaczego mi nie powiedziała?! Myślałam, ze jestem jej przyjaciółką.. Przecież mówiłyśmy sobie wszystko. Każdy sekret, każdą drobnostkę. Mogłaby się tłumaczyć, że nie miała kiedy, bo faktycznie rzadziej się spotykałyśmy, ale rozmawiałam z nią wczoraj! I to nie minutę, czy dwie, lecz całe dwadzieścia. I nie raczyła w ogóle poinformować mnie o tym, że ma podejrzenia, ze jest w ciąży? No bo zapomnieć o tym się nie da! Robert uklęknął przy mnie.
- Myślałem, że wiesz.. Inaczej bym to.. – nie dałam mu dokończyć.
- Nie miałeś na to wpływu! Nie wiem, czy ona myślała, że się nie dowiem, czy już mi nie ufa… Nie wiem! Ale strasznie to boli! – nie zdołałam już opanować łez. Bobcio przytulił mnie, delikatnie głaskając po plecach.
- Nie płacz.. Myślę, ze wszystko sobie wyjaśnicie. – powiedział.
- Ale co tu wyjaśniać?! Co, powie mi, że zapomniała, że miała podejrzenia, ze jest w ciąży?! – zadawałam sobie mnóstwo pytań. Miałam wrażenie pustki. Wewnętrznej pustki. Chyba właśnie straciłam przyjaciółkę.
- Ale daj jej cokolwiek powiedzieć. Może miała jakiś powód? Nie wiem.. Ale zawsze trzeba dopuścić tą drugą osobę do głosu. – odparł, układając mi włosy, które lekko się zmieniły swój pierwotny wygląd.
- Ale najpierw ta druga osoba musi się postarać o jakąkolwiek rozmowę. – wybąkałam. Robert spojrzał na mnie z litością. W jego oczach dojrzałam troskę, opiekuńczość i gotowość do jakichkolwiek czynów, by tylko zaradzić temu, co się obecnie ze mną dzieję.
- Daj jej trochę czasu. – powiedział i uśmiechnął się do mnie delikatnie, pokazując tym, że mnie wspiera.
- Kocham cię. – wyszeptałam i jak najmocniej potrafiłam, przytuliłam go do siebie.
- Oj, ja ciebie bardziej, grubasie. – na te słowa uśmiechnęłam się delikatnie. Wtedy dało się usłyszeć niepewne stukanie do drzwi. Westchnęłam, bo byłam pewna, że tym gościem jest Vanessa. Robert wstał i otworzył drzwi.
- Tak, jest. Wchodź. – wpuścił „tajemniczą” osobę. Oczywiście, tak jak przypuszczałam, była to moja przyjaciółka. Stanęła niepewnie przede mną. Ja też wstałam i założyłam ręce na piersi, patrząc tępo w podłogę. Robert spojrzał na mnie, upewniając się, czy może wyjść. Kiwnęłam delikatnie głową.
- Wiktoria.. – zaczęła. Bałam się na nią spojrzeć, bo wiedziałam, ze kiedy to zrobię, to się rozkleję. – Chciałam cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. Nie wiem, nic nie tłumaczy tego, co zrobiłam. Nie potrafię wyjaśnić tego, dlaczego ci o tym nie powiedziałam..
- Może po prostu mi nie ufasz, co?! – wypaliłam, przerywając jej dotychczasowy monolog. Miałam dość. Chciałam wykrzyczeć jej to wszystko w twarz.
- Nie, nie wiem co mną targało.. ja sama nie mogłam w to uwierzyć, nie chciałam w to uwierzyć. Jestem pewna, że kiedy potwierdziłyby się moje podejrzenia, na pewno dowiedziałabyś się tego ode mnie. – zapewniała.
- W dupę z tym! Nie rozumiesz, że kiedyś powiedziałabyś mi to jako pierwszej, zanim cokolwiek byś zrobiła?! A teraz co?! Dowiedziałabym się jako ostatnia! – wykrzyczałam. Czułam nienawiść, wściekłość, niezrozumienie, poniżenie i odtrącenie.. Wszystko po kolei.
- Ale to nie tak! – złapała mnie za ręce. Wyszarpałam się jej.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam jej w twarz. Byłam wściekła. Jeszcze kłamała mi prosto w twarz! Nie poznawałam jej. To nie była ta Vanessa, z którą przyjechałam do Warszawy… - Nawet nie masz pojęcia jak się czuję! Wiedzieli o tym Lewy, Przemek.. prawdopodobnie jeszcze inni, ale ja oczywiście nie! Gdyby Przemek tu nie przyszedł, nigdy pewnie bym się o tym nie dowiedziała! Taka z ciebie świetna przyjaciółka! Dziękuję ci za to bardzo! Za te wszystkie lata przyjaźni, za to wszystko! Bardzo pięknie to wszystko spieprzyłaś! A teraz wyjdź już, bo nie mam ochoty na dalszą rozmowę. – powiedziałam oschle, pokazując dłonią drzwi, a ona zrobiła to co jej kazałam. Osunęłam się na łóżko i nawet nie wiem kiedy całe strumienie łez spływały mi po twarzy. Nic nie jest wstanie opisać tego, co czułam.

Robert

Upewniłem się, czy Wiktoria jest w stanie zostać sama z Vanessą. Kiwnęła smutno głową, więc wyszedłem. Było mi jej strasznie żal. Nie potrafię patrzeć na cierpiącą Wiktorię. A najgorsze jest to, że nie wiedziałem jak jej pomóc.. Wszedłem bez pukania do 312, gdzie z tego co wiem przebywał Wojtek. Nie myliłem się, mój przyjaciel siedział na łóżku i pisał coś na telefonie.
- Nie no, proszę cię bardzo. Po co komu pukanie, tutaj wchodzi się jak do obory. – wzruszył ramionami. Zlałem totalnie to co do mnie mówił. Dla mnie teraz liczyło się tylko to, co dzieje się z Wiktorią. Kiedy ona się śmiała, ja robiłem to samo. Kiedy cierpiała, ja również. – Boże, umarł kto?
- Co, co? – spytałem go mrugając oczami. Nie zwracałem wcale uwagi na to, czy ktoś coś do mnie mówi, czy nie.. Usiadłem na fotelu, opierając kłykcie o uda, pochylając się delikatnie. Taka moja typowa poza, kiedy się denerwuję. Nie wiem czemu..
- Pokłóciłeś się z Wiktorią.. – stwierdził, świdrując mnie wzrokiem.
- Ja? Nie. Wszystko jest w najlepszym porządku. – odpowiedziałem. Spojrzałem na niego, przynajmniej ten miał dobry nastrój.
- No to o co chodzi? Dalej, wywal to z siebie, ulży ci. – uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Może i miał racje. W końcu po coś te nogi mnie tu przyciągnęły. Zawsze kiedy miałem kłopot, bezwiednie, nie zdając sobie z tego sprawy szedłem do Wojtka. W sumie to działo i w drugą stronę.  
- Chodzi o Wiktorię i Vanessę. Pokłóciły się. Okazało się, że Van wcale nie powiedziała jej o podejrzeniu ciąży. – odparłem. – Byłem pewien, ze ona o wszystkim wie.. Ale kiedy Przemek przyszedł i zaczął temat, to początkowo wyjechała z jakąś zdradą. Wtedy zrozumiałem, że ona nie ma o tym wszystkim zielonego pojęcia. Najgorsze jest to, że ona naprawdę cierpi, a ja nie umiem jej pomóc.. – westchnąłem i spojrzałem na kompana, w oczekiwaniu, że wujek Wojtek zarzuci jakąś dobrą radą.
- No wcale jej się nie dziwię. Też dałbym ci po ryju, gdybyś nie powiedział mi o czymś tak istotnym. – odparł.  Ojejku, nawet nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Kiedy Wojtek dowiaduje się o czymś ostatni, jest baaardzo niezadowolony, ładnie mówiąc. A co dopiero, gdyby chodziło o mnie..
 - I vice versa. – odpowiedziałem, w razie, gdyby przyszło mu do głowy, żeby wziąć przykład z Vanessy. Wtedy przez ścianę dało się usłyszeć mocno podniesiony głos mojej piękności.
- Ostro tam jadą. – stwierdził, lekko się uśmiechając. No tak, on czymś się przejmie dopiero wtedy, kiedy sam uczestniczy w całym zdarzeniu. Na razie mu to zwiewa i powiewa.
- To wcale nie jest śmieszne. – burknąłem, coraz bardziej podenerwowany stanem psychicznym Wiktorii.
- Ej, właśnie, bo Wika z tą jej pseudo przyjaciółką miały tu pokój. – skrzywiłem się na tą „pseudo przyjaciółkę”. Bądź co bądź, zdążyłem polubić Vanessę.
- No tak, miały. I co w związku z tym? – spytałem, nie rozumiejąc co ma piernik do wiatraka.
- Że znalazłem zdjęcie Wiki i jakiejś dziewczyny. – powiedział, sięgając do szafki nocnej. Wyciągnął z niej zdjęcie. Wręczył mi je. Była na niej moja ukochana i jakaś dosyć ładna blondynka. – Znalazłem pod szafką. Pewnie będzie chciała je odzyskać.
- Okej, dzięki. – odpowiedziałem. Byłem zaintrygowany tym, kim jest tajemnicza blondynka. Ze zdjęcia wywnioskowałem, ze nie jest daleka Wiktorii. Znałem ją skądś. Tylko nie bardzo wiedziałem skąd..
- Co jest? – spytał, bo bez ruchu, ze zmarszczonym czołem przyglądałem się fotografii.
- Skądś znam tą dziewczynę. I usiłuję przypomnieć sobie skąd. – odpowiedziałem. Dalej, rusz te szare komórki..
- Może ją gdzieś kiedyś przeleciałeś? – nabijał się Szczęsny. Spojrzałem na niego spode łba.
- Przelecieć to ci może mucha przed nosem. – fuknąłem. Nie miałem ochoty na żarty.
- To też. – wzruszył ramionami. Wiktoria zza ściany po raz kolejny krzyknęła, a potem wszystko ucichło. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
- Dobra, ja już idę, bo Wika pewnie potrzebuje wsparcia. – powiedziałem kiwając głową w kierunku ściany.
- Jasne. Powodzenia. – odparł, a ja uśmiechnąłem się blado. Wiedziałem, że teraz czeka mnie ciężki czas. Kto inny powiedziałby: Daj sobie spokój z pocieszaniem. I tak ci to nie pomoże.. Ale nie ja. Nie poddam się i do znudzenia będę starał się pomóc i nigdzie bez niej nie pójdę. Dopóki nie będzie miała mnie dość. – Ej, Lewy! Bo trener cię jeszcze na chwilę wołał. – dodał. – Sorry, ale zapomniałem ci wcześniej powiedzieć.
- Dobra. – westchnąłem i poszedłem w stronę pokoju trenera. Niestety niepotrzebnie się zlazłem, bo okazało się, że trener gdzieś wyszedł. Z tych wszystkich emocji kopnąłem dosyć mocno w jedną ze ścian korytarza.  Kiedy wszedłem do naszego pokoju, Wiktoria leżała na brzuchu, wtulona w poduszkę. Spała. Z opuchniętymi od płaczu oczami i zaschniętymi łzami na policzkach. Kiedy ujrzałem ją taką, aż ukłuło mnie w sercu. Strasznie bolał taki widok, ukochanej ci osoby.. wziąłem koc z herbem BVB, który dostałem kiedyś od któregoś z chłopaków z drużyny. Przykryłem nią nim i położyłam się obok niej. Odgarnąłem jej włosy, które niesfornie opadały jej na twarz i delikatnie pocałowałem w policzek. Objąłem ją ramieniem, ciągle trzymając w dłoni jej zdjęcie z tą dziewczyną. Kiedy chciałem je położyć na szafce, niechcący zauważyłem, że na odwrocie jest coś napisane. Nie było to pismo Wiktorii.

Kocham cię mordko! Nie smutaj, w końcu się zobaczymy! Te dwa tygodnie zlecą, jak nie wiem. Powodzenia na mistrzostwach, pierwsze miejsce mi przywieź. Poznań będzie na Ciebie czekał! Buziaki, Majka :*


Teraz wszystko jasne! Poznań, Majka. No, tak! Nie myliłem się. Kręciłem głową z niedowierzaniem. Oj, Wiktoria.. Chyba mamy wspólną znajomą..  


Przepraszam, jak zawsze. Tym razem za długość.. Wybaczcie, ale miałam naprawdę teraz straszny tydzień w szkole, cały zawalony kartkówkami, pytaniami i sprawdzianami. Na gwałt, bo zakończenie roku. No i wyszło, jak wyszło. Kompletnie nie miałam czasu, tym bardziej na siedzenie przed laptopem. Mam nadzieję, że się nie gniewacie, postaram się zrekompensować :> Chciałam też poruszyć temat o Liebster Award. DZIĘKUJĘ BARDZO ZA NOMINACJE, JESTEM BARDZO WDZIĘCZNA! Odpowiedzi na pytania i moje nominacje.. wszystko pojawi się po weekendzie, bo sobotę też mam zajętą. Muszę odpowiedzieć na 66 pytań, a przy mojej dyspozycji czasowej, jest to bardzo trudne.. Do tego sama muszę wymyślić jakieś sensowne pytania, więc dajcie mi troszkę czasu. Dziękuję za te liczne odwiedziny, niedługo będzie 30 tysięcy! ♥ Mam nadzieję, że i tym razem będę mogła uśmiechać się do ekranu, czytając Wasze liczne komentarze. Dlatego też do dzieła! Kocham Was! :* 
Aha, no i jak pewnie zauważyłyście pojawia się powoli nowa bohaterka. Jej krótki opis jest już od bardzo dawna w zakładce BOHATEROWIE. Jeśli ktoś jeszcze jej nie widział, to odsyłam do tego miejsca ;>